Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/234

Ta strona została przepisana.

na Węgry. Odetchnął dopiero swobodniej na ostatniej stronnicy, gdzie mowa o weselu Tomka i Maryśki.
Tak się zainteresował tą powieścią, że ani spostrzegł, iż od czasu, jak ją żona rozpoczęła, minął tydzień cały.Dziwił się, iż mu czas tak prędko przeszedł. A że doktór nie pozwolił mu jeszcze z łóżka wstawać, więc żona jego, dla rozerwania go, wyjęła drugą książkę, którą on nie z mniejszem wysłuchał zajęciem.
Nie miał nigdy przedtem pojęcia, aby w książkach tak zajmujące rzeczy stać mogły. Słyszał nieraz na wsi chłopów czytających, sam z trudnością potrafił złożyć litery w wyraz, ale czytanie takie więcej go męczyło, niż dawało przyjemności, bo to była mechaniczna praca. Dopiero teraz począł innemi oczyma patrzyć na książki, a zarazem i na żonę-lektorkę. Nie lekceważył już jej wykształcenia, ani się naśmiewał, -owszem, cieszył się i był dumnym z takiej żony. Raz nawet, kiedy mu przyniosła kawę do łóżka, wziął ją z czułością za rękę, czego przedtem nigdy nie bywało, i odezwał się miękkim głosem:
— No, cóż, nie pocałujesz mnie?
Po paru tygodniach przyszedł całkiem do sił i zdrowia. Zajęcia stolarskie, uregulowanie interesów, staranie się o nowe roboty, zajmowały mu tyle czasu, że o czytaniu mowy być nie mogło; wieczorem także brakło czasu, bo trzeba było iść do piwiarni.
Pierwszego dnia, kiedy wychodzić zaczął, poszedł tam zaraz, spragniony piwa i towarzysta i wrócił dopiero późno w nocy do domu podchmielony nieco; nie robił jednak już awantury, jak dawniej bywało, — owszem, był dla żony dziwnie czułym, całował ją po rękach i pytał ciągle, czy się na niego nie gniewa.
— Ale bo może gniewasz się, duszyczko, bo, widzisz, ja tego troszeczkę... to z tym, to z tym-nie trzeba ci mówić — tego nie przymierzając jak stary Rataj — wiesz ten dziad, cośmy to o nim czytali.
Na drugi dzień poszedł znowu do piwiarni, ale wrócił wcześniej i to dość wcześnie, trzeciego dnia już mu tam