nymi był jakiś subjekt z bławatnego sklepu, co się po niemiecku nosił (nowość na owe czasy) i kilka słów francuzkich nauczył się w Wiedniu, rzecz także niezwykła wówczas między żydami krakowskimi. Mośkowa nie miała wcale ochoty wydawać córki za takiego eleganta, wolałaby zięcia w chałacie i krymce, coby posty obserwował, w sabat nie nosił chustki do nosa i cygar nie palił; ale cóż mógł poradzić, kiedy Resia tak za elegantem desperowała. Biedna Mośkowa, która innym tak dobrze radzić umiała, z córką nie mogła sobie dać rady, choć ją i do Rzeszowa wysłała, żeby zdaleka od Krakowa mogla się wyleczyć z tej miłości. Resia o żadnym innym słyszeć nie chciała i tak uparła się przy kupczyku, że matka w końcu rada — nie — rada zezwolić na małżeństwo musiała.
Pamiętam jak przyszła nas prosić na wesele córki, a więcej jeszcze pamiętam owo zawiniątko, w którem przyniosła nam dary weselne: ciasto biszkoptowe, pierniki, makagigi i inne przysmaki. Już to miała w zwyczaju, że lubiła obdzielać dziatwę w domach, z któremi miała interesa, różnemi łakociami, czem sobie zobowiązywała nie tylko dzieci, ale i rodziców. Zawsze nosiła dla nas to smażone skórki pomarańczowe, to migdały w cukrze, to czekoladę w ołowianym papierze, a na święta wielkanocne mace, któreśmy z wielkim apetytem chrupali. Z powodu tych łakoci była dla nas dzieci zawsze miłym i pożądanym gościem.Dla tej samej przyczyny, Julek, syn naszego sąsiada, o którym już poprzednio wspomniałem, jakkolwiek rozpustnik straszny i nieubłagany prześladowca żydów, dla Mośkowej, a raczej dla jej przysmaków, miał respekt wielki i nie nazywał jej inaczej, tylko panią kupcową.
Julek był także z rodzicami proszony na wesele, poszliśmy więc razem. Pamiętam noc była pogodna, księżycowa, ale mroźna, śnieg piszczał i skrzypiał pod nogami.Z powodu mrozu rodzice chcieli nas nawet zostawić w domu, ale narobiliśmy tyle lamentu i płaczu, głównie za przykładem Julka, że nas wreszcie zabrano.
Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/240
Ta strona została przepisana.