Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/244

Ta strona została przepisana.

nie nie można było usłyszeć. Dopiero kiedy ojciec Julka wrzasnął, żeby byli cicho i jednemu mówić dali, dowiedzieliśmy się, że Julek wpadł jak waryat do izby, silnem uderzeniem pięści wbił panu młodemu świecący, nowiutki cylinder po sarnę brodę i począł go pięściami tłuc, to po głowie, to pokarku, gdzie się dało. Biesiadnicy w pierwszej chwili osłupieli na ten zuchwały czyn małego Goliata, wnet jednak tłumnie rzucili się na obronę pana młodego, który pod cylindrem wrzeszczał w niebogłosy. Zręczny Julek począł przed pogonią uciekać koło stołu, przewracając stołki, ławki pod nogi goniących, wreszcie wskoczył na stół i porwawszy wazę z winną polewką, którą właśnie przyniesiono z kuchni, groził napastnikom, że ich tym warem obleje.
— Zejdziesz mi ty błaźnie jakiś z tego stołu? — odezwał się ojciec — chodź tu zaraz! Co ty tu robiłeś, hę? Dlaczego napastowałeś tego pana? — spytał, wskazując na pana młodego, któremu wydobyto z pod zgniecionego cylindra twarz czerwoną, spoconą i podrapaną w paru miejscach.
Julek skrobał się po głowie i podniósł nieśmiały, pokorny wzrok na ojca.
— Mów mi zaraz, czemuś to zrobił?
— To za Mośkowę — bąknął pod nosem Julek.
— Jakto za Mośkowę?
— No, przecież skarżyła się na niego.
Te słowa rozbroiły odrazu gniew ojca; spojrzał na starą, na moich rodziców z pewnem zadowolnieniem i dumą, jakby chciał powiedzieć: patrzcie państwo, co to za chłopak; dla formy jednak, żeby żydom dać jakie takie zadosyćuczynienie, nastroił poważną minę, nasrożył się i zaczął chłopca strofować za to pauperstwo, nagadał mu morałów, obiecywał nawet skórę obić, skończyło się jednak na pogróżkach, które, że były udane, poznałem niebawem, bo, kiedy wrócił do alkierza, słyszałem jak mówił do żony:
— Wiesz, matka, dzielny chłopak z tego naszego Julka. Widzisz, to on za Mośkową się tak ujął. Zuch, jak Boga kocham, i dobre serce.