— To zaczekajcież tu na mnie. Za — dwie godziny będę wracał, opowiecie mi wszystko, może wam co będę mógł pomódz. Jestem adwokatem.
— Adwokatem! — Bogu dzięki! Ja zawsze mówiłam, co pan wyjdziesz na wielkiego człowieka. A rodzice żyją?
— Niestety, nie — odrzekł Julek z westchnieniem.
— Mój Boże, nie doczekali się pociechy z pana. Pan Bóg ich zabrał, a mnie, co nie mam żyć poco, trzyma na tym świecie. Czy to sprawiedliwie?
— Więc czekajcie — rzekł Julek i poszedł szybko do gmachu sądowego.
Po paru tygodniach. kiedy znowu spotkałem się z Julkiem, zapytałem go najprzód o Mośkowę,
— No cóż? Czy da się co dla niej zrobić? Wyprocesować coś dla niej na zięciu?
— Ani myśleć. To sprytny łotr — zabezpieczył się tak, że ani zaczepić go nie można. Oszukał ją, wyłowił majątek, syna jej wplątał w jakieś oszustwo, za które posiedzi parę lat w kryminale, a jemu samemu nic udowodnić nie można, prawnie jest nietykalnym.
— Biedna Mośkowa.
— Mam jednak jeden sposób na niego. Nie zaszkodzi spróbować, może się uda. Niedawno w kancelaryi naszej mieliśmy ciekawy wypadek, którego może da się użyć na korzyść Mośkowej. — Jedna staruszka, podobnie jak ona, żyła także na łasce rodziny. O wnuczkę jej starał się jakiś adwokat, którego panna niecierpiała. Babcia podzielała jej niechęć do konkurenta, ale pomódz nic nie mogła, bo rodzice panny byli za adwokatem. Mądra babina wzięła się na fortel. Poprosiła jednego dnia z tajemniczą miną pana adwokata do swego pokoiku i zwierzyła mu się pod sekretem, że chce cały mająteczek w kwocie 25.000 reńskich zapisać swojej siostrzenicy. Chciałam - mówiła mu — majątek ten zapisać wnuczce. ale ona będzie miała po rodzicach kamieniczkę, zawsze kamieniczka warta choćby piętnaście tysięcy, to i to coś znaczy, a przytem idzie za
Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/249
Ta strona została przepisana.