rych grą w ekartę, opowiadaniem zabawnych anegdotek, załatwianie sprawunków. etc. Było to coś pośredniego między przyjacielem a służącym. Takich dziadów pańskich dużo gromadziło się w salonach arystokracyi krakowskiej; czepiali się oni majętnych protektorów, jak pasożytne rośliny i żyli ich sokami, a raczej ich pieniędzmi i protekcyą.Byli między nimi zrujnowani hrabiowie, kilku baronów, jako też osoby, które przez kolligacye wcisnęli się w wyższe sfery. Do tych ostatnich należał nasz sąsiad. Był on podobno zamłodu guwernerem w jakimś hrabskim domu, dokąd mu jego francuskie pochodzenie wstęp utorowało.Tam poznał się z jakąś daleką kuzynką hrabiego, panną na respekcie, niemłodą i nieładną, z którą jednak mimo to ożenił się, bo kolligacya z domem pochlebiała jego próżności i dawała mu nadzieję zrobienia kary ery; nadzieja go jednak zawiodła, bo łaska hrabiego skończyła się na skromnym fundusiku, i na tolerowaniu ich w salonie, gdzie ich traktowano protekcyonalnie. Pan Latour (tak się nazywał nasz sąsiad) i tem się zadawalniał; pobyt na salonach hrabiego w roli krewnego uszczęśliwiał go wielce i torował mu wstęp do innych domów arystokratycznych; zaklimatyzował się w nich tak dalece, że nawet po śmierci żony utrzymał się na tem stanowisku. Małoletni syn jego był tym węzłem, który go łączył z hrabskiemi domami. Bądźco — bądź, był to zawsze potomek z krwi pańskiej, któremu nie można było pozwolić zmarnieć i zordynarnieć w mieszczańskim stanie. Zajmowano się więc chłopcem, a tem samem i ojcem. Panie urządzały na nich loterye fantowe, posyłano im obiady, brano małego Latoura na przejażdżkę, pozwalano malcowi bawić się z dziećmi, w czem, obok litościwego serca, było wyrachowanie, bo malec, choć wychowany w Polsce, miał akcent jak prawdziwy paryżanin i mówił po francuzku tak, że panie nazywały go cudownem dzieckiem. Posyłano go sobie z salonu do salonu, jak uczonego szpaczka, albo papugę, i bawiono się nim; ojciec rósł w dumę z tego powodu i marzył o świetnej karyerze syna.
Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/257
Ta strona została przepisana.