— Przewróciło ci się w głowie; sam nie wiesz, czego ci się chce. Potém coś mówił o karyerze, o pozycyi w świecie, a zakończył podniesionym tonem:
— Przeprosisz i koniec!
— Nigdy! — odezwał się z mocą młody.
— Wydziedziczę. Niechcę cię widzieć więcéj.
Z tych urywanych słów niewiele mogliśmy zrozumieć.
Dopiero służący, który na drugi dzień przyszedł z obiadem, wygadał się przed Wojciechową, że wczoraj w domu hrabiego X. zrobiła się awantura straszna.
Młodzi panicze pokłócili się o coś między sobą. Przyszło do tego, że syn hrabiego w pasyi wyrzucać począł młodemu Latourowi, iż żyje z ich łaski, i nazwał go pogardliwie dziadem pańskim, za co młody Latour dał mu policzek, Awantura ta oburzyła niesłychanie Latoura, któremu w tej chwili więcej chodziło o łaskę pańską, niż o syna, bo nie mógł sobie wystawić życia poza salonami, bez protekcyi i faworów możnych, To też ledwie nie na klęczkach przepraszał za ten nierozważny postępek syna, który przypisywał jakiemuś niewytłómaczonemu obłędowi. Sądził, że łatwo nakłoni syna do przeproszenia; ale trafił na opór, którego się nie spodziewał.
Syn ani chciał słyszeć o przeproszeniu, uważając, że to on raczej został obrażony; prosił dalej ojca, aby nie narażali się więcej na podobne upokorzenie, żyjąc z łaski, ale raczej, aby pracowali, poprzestając na matem a własnem utrzymaniu. Każdego innego ojca słowa takie wzruszyć, a może i rumieńcem wstydu oblaćby musiały, czułby się dumnym z syna, który je wypowiedział; ale stary Latour tak już zatracił poczucie godności, że w prośbie syna widział tylko szaleństwo, nierozwagę młodzieńczą, głupotę, która go do żywego oburzała. Szaleństwem mu się wydawało porzucać wygodny sposób życia, jaki dotąd prowadzili, pracować na utrzymanie, jak pierwszy lepszy człowiek z gminu, wyrzec się dobrowolnie obcowania z osobami wyższego świata, i dlatego nakłaniał syna, aby nie deptał samochcąc nogami swego losu.
Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/262
Ta strona została przepisana.