Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/29

Ta strona została przepisana.

— Marcinowa! — zkąd u licha to babsko przy mnie się wzięło - rzekł do siebie Jędrzej i splunął — tfu, czy czary, czy co?
Odwrócił się widocznie wzburzony i przeciskał się przez tłum, by coprędzej oddalić się od staruszki, która więcej zdziwiona i przestraszona, niż gniewna, spoglądała za nim, mrucząc ciągle coś pod nosem.
Była to Marcinowa owocarka z pod Sukiennic. kiedy gmach ten był jeszcze oblepiony różnemi przystawkami, budami, kramami i sklepikami. W jednym takim kramie oszklonym siadywała Marcinowa wśród piramid najparadniej szych owoców, między któręmi nieraz i ananasy się trafiały. Dziś to rzecz zwyczajna i u lada żyda handlarza zobaczysz taki specyał za oknem w sklepie; ale na owe czasy, kiedy to jeszcze kolej nie przerzynała równin nadwiślańskich, nawet dobra pomarańcza rzadkością była, a cóż dopiero ananas! To też tylko wielkie państwo pozwalało sobie takich zbytków i najczęściej tylko herbowni, wygalonowani lokaje szli z talerzami i koszykami do kramu pani Marcinowej. Mieszczańskie domy zaopatrywały się w owoc u tańszych przekupek, gdzie za grosz kopę węgierek można, było dostać. Marcinowa nie trudniła się tak podłym fruktem, — u niej były tylko francuzkie śliwki, albo rengloty duże jak jabłka i inne sprowadzane pocztą zagraniczne owoce. To też baba zadzierała nos do góry i nie z każdą przekupką raczyła iść na kubeczek na Syndykówkę.
Zubiarka Jędrzejowa należała do tej niewielkiej liczby wybranych, a zawdzięczała ten honor swojej sztuce lekarskiej; bo najprzód córeczce pani Marcinowej spędziła skałkę z oka, smarując ją jakąś gryzącą cieczą, a potem i samę Marcinowę wyleczyła od solitera. To też odtąd serdeczna przyjaźń zawiązała si między niemi, wzajem prosiły się w kumy. na kubeczki, na bobrowe krople do apteki pod drzewko i często jedna, do kramika drugiej, szła na pogawędkę w poobiedniej porze. A że mieszkały blizko siebie, więc i na roraty chodziły razem do św. Floryana i na passyę do 00.