Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/50

Ta strona została przepisana.

robić? Drapnąć nie wypadało. Łatwiej będzie później panu Kantemu ten wydatek z czynszu potrącić, ale teraz kwiaty być muszą — to darmo!
Na szczęście miałem znajomego ogrodnika. w Strzeleckim ogrodzie, który dał na kredyt koszyczek przeróżnego zielska i kwiatów i chłopca w dotatku, który to wszystko poniósł za mną za proste „Bóg zapłać.“ Była to jedyna moneta, jaką tego dnia mogłem szafować hojnie.
Kiedym dobiegł na Długą ulicę — zabłocony i zmęczony - ujrzałem przed piekarnią już kilku fiakrów; wewnątrz domu wrzało, jak w ulu - a przed bramą gawiedzi ulicznej było tyle, że przecisnąć się trudno.
— No, jedziemy, czy nie jedziemy do tego kościoła? — wołał z progu izby pan Kanty. — Guzdracie się!
— E, co też to kum mówi — zaprotestowała owa w tureckim szalu -my gotowe od świętej pamięci, tylko na drużbę czekamy od godziny.
— Idzie, idzie! — zawołało kilka głosów.
— A dajże pan prędzej.
Wyrwano mi niecierpliwie kwiaty z rąk i dwie drużki, jedną w szafirowej sukience, a druga wykrygowana blondynka w loczkach, jak strączki, na którą wołano: panno Józiu, -mając usta najeżone szpilkami. poczęły uwijać się między gośćmi i przypinać bukiety nie bez dotkliwego nieraz ukłócia, szczególniej gorsów panieńskich.
— No, jedźmy już, jedźmy-odezwał się ktoś z gości.
— Przepraszam honoru pańskiego — zaprotestował znowu szal turecki — ale my nie heretycy. komu pilno, niech se jedzie — a my bez błogosławieństwa nie pojedziemy.
— Prawda, prawda — błogosławieństwo!
— Babka czeka z błogosławieństwem...
— Chodźmy do babki!
Cały tłum ruszył i porwał mię ze sobą do malej stancyjki za piekarnią, gdzie była babka panny młodej.
Staruszka miała zgórą lat ośmdziesiąt i dotego od kilku lat zaniewidziała, a od paru miesięcy nie podnosiła się