Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/58

Ta strona została przepisana.

dali wyprawę jak się patrzy, nawet pono i coś grosza kapnęli, bowiem, że Maciej w tym jakoś czasie zaciągnął w banku pożyczkę na dom; to pewnikiem nie na co innego, tylko na wiano dla panny młodej.
— Ależ to nieocenieni ludzie — zawołałem z uniesieniem - i zostawiwszy pana Kantego, wróciłem co tchu do pryncypalnego stołu, a chwyciwszy najbliższy półmisek, poniosłem go prosto do pani Maciejowej. Widziałem ,że się jej to podobało, iż zaczynam poczuwać się do obowiązków, ale stosownie do etykiety, odesłała mię z półmiskiem najprzód do cukierniczki na kanapę, a sama wzięła dopiero wtedy, kiedy na nią kolej przyszła po starszeństwie i godności.
Chcąc wynagrodzić uchybienie moje względem powinności drużby i poznać trochę bliże] czcigodną panią Maciejowę, przysiadłem się do niej i zacząłem pogawędkę.Z początku szło twardo. bo babina. mając widać do mnie urazę, zbywała mię krótkiemi, choć grzecznemi odpowiedziami. Ale powoli, powoli, udało mi się, z pomocą powroźniczki, która właśnie obok siedziała i wyraźnie zaszczycała mię łaskawością swoją, wyciągnąć ją na rozmowę. Miałem i humor jakoś po temu-jakbym był po kilku kieliszkach wina, a prawdę mówiąc-nic nie piłem, tylko opowiadanie pana Kantego tak mię rozmarzyło. Puściłem tedy język jak kołowrót; jak zacznę kobietom dogadywać, sypać dykteryjki, żarciki, to aż płakały od wielkiego śmiechu;- powrożniczka trzęsła się od śmiechu, że aż korale dzwoniły na szyi, a pani Maciejowa to nurka dawała pod stół, to ręką zasłaniała sobie oczy i twarz i ciągle powtarzała: o rety, co też to pan akademik nie wygaduje! Byłem kontent, jakby mię kto na sto koni wsadził, widząc jak się kobiecina rozbawiła na dobre, a i niewiasty musiały być rade ze mnie, bo kiedy po jakimś czasie przyszedł pan Kanty z żarumienionem obliczem i ujrzawszy mię między kobietami-spytał:
— No, jakże się tu mospanie, mój pan akademik sprawuje? — to wszystkie chórem orzekły: że „można powie-