jego pomyłkę, — uważałem. że mu się markotno zrobiło. iż pierwszy jego występ literacki tak mu się nie powiódł; ale się tem nie dał odstraszyć od dalszego męczenia się nad dociekaniem sensu z liter.
Kucharka i pokojówka żartowały sobie nieraz „z tej jego głupiej pasyi“ — a Józia orzekła, że mu się w głowie przewróciło.
— A niechże ta będzie-mówił uparty. Panna Józia z kogo się wyśmiewa, a sama na książce się nie zna. He, he.
— A ty zkąd możesz wiedzieć góralu. czy znam. czynie znam, kiedy się na tem tyle rozumiesz, co kura na pieprzu.
— Właśnie, że rozumiem, bom widział, jak kiedyś panna Józia na prymaryi u Reformatów książkę do góry nogami trzymała-he, he. Choć ja jeszcze dobrze cytać nie znom, ale jo do razu poznał — he, he.
Tem zamknął na długi czas usta Józi i kucharce — a tryumf jego był jeszcze większy, kiedy po paru miesiącach, gdy już nawet z pisanego jako tako czytał, przyszedł do panny Józi list od rodziców i musiała grzecznie Franka poprosić, by go jej przeczytał. Przy tej okazyi lektor awansował z Franka na Franciszka. Była to niejako nobilitacya za zasługi na polu naukowem, która Franciszka tem więcej cieszyła, że pochodziła od panny Józi, która jakkolwiek nie piśmienna, była wcale szykowna i niczego sobie dziewczyna.
Stosunki ich, z początku czysto literackiej natury, musiały z czasem serdeczniejszy przybrać charakter, bo kiedy w parę lat po tem Franciszek, jako wolno praktykujący lokaj, zgłosił się do mnie i ofiarował mi swoje usługi, panna Józia była już wtedy panią Franciszkową i pierała panom akademikom bieliznę.
Teraz dopiero mój Franciszek mógł dogodzić swojej pasyi czytania. gdy się dorwał do usługi u ludzi mających ciągle do czynienia z książkami. Nie obeszło się żadne sprzątanie bez tego, żeby nie zajrzał do której książki, nie przeczytał bodaj tytułu. Nieraz zdarzało się - wra-
Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/67
Ta strona została przepisana.