Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/85

Ta strona została przepisana.

niał się wyuczeniem tego lub owego przedmiotu, ale chciał zaraz wiedzieć: naco się tego uczy, doczego mu się to potem przydać może, jaki to ma związek z tem, co się poprzednio nauczył. Pytaniami takiemi męczył kolegów i profesorów.Śmiano się nieraz z tych zapytali, żartowano sobie z Filipa i nazywano go z tego powodu Filipem z konopi; ale Filipek nie czułym się zdawał na te pociski dowcipów koleżeńskich i nie dał się niemi zbić z toru. Filipek brał to, co mu dali, za dobrą monetę, ale w domu obejrzał tę monetę na wszystkie strony, zbadał z dokładnością jej wartość i potem odnosił ją właścicielowi, mówiąc z największą flegmą:
— Ty — wiesz ty, że to, coś mi wtedy a wtedy mówił, to mi się nie zdaje, bo... — tu następował szereg argumentów, które sobie mozolnie powyszukiwał był w domu i systematycznie poukładał.
Najczęściej ofiarą tych zapytań był Jaś Maksymek, który z nim razem mieszkał. Maksymek był dla niego powagą naukową, którą rzadko ośmielał się kontrolować; imponował Filipkowi masą wiadomości, rzutnością myśli, której jemu właśnie tak brakowało, i stanowczością, z jaką wygłaszał sądy swoje o wszystkiem.
Właściwie Maksymek nie był wcale tak genialnym, jak się Filipkowi zdawało; wiedział wprawdzie dużo, ale bardzo powierzchownie; wszystkiego pomacał po łebkach, jak to powiadają, ale że był zręczny, więc umiał wiadomości, pochwytane z książek i życia, dobrze sprzedać. Umysł jego był rodzajem sklepiku norymberskiego. w którym wszystkiego było po odrobinie, z próbek tych umiał urządzić elegancką wystawę, otoczył ją szumnemi napisami, -więc z pozoru sklepik wyglądał na wielki handel z obfitemi zapasami; nie tylko kolegów, ale i profesorów umiał tem kuglarstwem w błąd wprowadzić. Nie należał wprawdzie do celujących Uczniów, ale uchodził za bardzo zdolnego.
Rozumie się, że Maksymek nie z czystej przyjaźni dla Filipka pozwalał mu korzystać ze swoich encyklopedycznych