czki, którą miał spłacić, skoro tylko najbliższe pieniądze nadejdą, brał od niego po kilka, kilkanaście reńskich.Wypadki takie dość często się zdarzały, a najbliższe pieniądze, W skutek jakichś nadzwyczajnych przeszkód, nie mogły go dojść jakoś.
Taki był stosunek tych dwóch kolegów moich w czasie, kiedy Filipek niespodziewanie otrzymał jednego dnia telegram, wzywający go natychmiast do domu na wieś. Wrócił dopiero po tygodniu; był blady i zmieniony, a u klapy tużurka bieliła się żałobna tasiemka. Dowiedzieliśmy się potem, ze mu umarła matka. Musiał, ją kochać, bo był bardzo smutny i zamyślony, mało się do kogo odzywał i nawet Maksymka nie pytał o nic.
Maksymek takie poddawanie się smutkowi nazwał mazgajstwem, babską naturą i beształ o to nieraz przyjaciela.Był to jedyny rodzaj pocieszenia, na jaki się mógł zdobyć; a widząc, ze to nie pomaga, zamilkł pogardliwie i przestał zważać na smutek Filipka.
Tak było parę tygodni.
Jednego dnia zaszedłem do nich w odwiedziny. Było to o szarej godzinie, w której człowiek skłonniejszy jest do dumań, niż do gawędki. To tez po krótkiej rozmowie umilkliśmy. Maksymek chodził po pokoju, paląc papierosa, Filipek siedział w kącie zapatrzony w okno. Światło latarni gazowej z ulicy odbijało się na suficie, zresztą ciemno już było zupełnie. Naraz Filipek poruszył się na krześle, zwrócił się do nas i spytał:
— Czy wy wierzycie w nieśmiertelność? Pytanie to było widocznie wynikiem całego szeregu myśli, które go przez czas tak długiego milczenia zajmowały. Nie mógł zapewne dać sobie z niemi rady i wezwał naszej pomocy. Na razie nie zdobyłem się na odpowiedź, wyręczył mnie Maksymek. Zatrzymał się przed Filipkiem i z miną profesora z katedry odezwał się:
— Nic nie ginie w świecie, atomy zmieniają tylko wzajemny stosunek do siebie, ale trwają wciąż nieśmiertelne!
Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/87
Ta strona została przepisana.