Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/93

Ta strona została przepisana.

— No i tam pan poznałeś te panie — zapytał niecierpliwy Filipek, którego nie bawił wcale ten poetyczny opis krajobrazu.
— Tak. Mieszkały na dole w tym samym domu. Ojciec ich był nauczycielem muzyki, młodsza siostra grała także na fortepianie-starsza śpiewała-cała rodzina była. muzykalna. Pamiętam pierwszego dnia, kiedym się wprowadził na nowe mieszkanie, był wieczór ciepły, majowy. Otworzyłem na rozcież oba okienka, by jaknajwięcej wpuścić do pokoiku powietrza i księżycowych promieni, i usiadłem przy oknie. Naraz, jakby na dopełnienie tych czarów przecudnej nocy, z okna na dole wypłynęły przytłumione tony skrzypców. Ktoś grał kołysankę, i to tak marząco, sennie, że zlewała się z ciszą nocy w harmonijną całość, tworząc akompaniament do szklannych uderzeń fali wiślanej o żwir na brzegu, do plusku wioseł rybackich, ’ które jak cienie przesuwały się po metalowej szybie wody, i do tego cichego szmeru drżących listeczków osiny...
Gdy ucichła kołysanka, ktoś w głębi pokoju zaklaskał flegmatycznie, miarowo i równocześnie odezwał się suchy głos:
— Brawo, brawo Edmundku, wybornie, koncertowo, z tym kawałkiem możesz śmiało stanąć na estradzie.
— A tobie jak się podobało?
— Mnie się nie pytaj — ty wiesz dobrze, że wszystko, co grasz, jest dla mnie arcydziełem. Nie umiałabym wydać sądu, wolę zachwycać się.
Ta rozmowa była prowadzona półgłosem, -ale, że rozmawiający stali przy oknie, więc każde słowo dochodziło mnie wyraźnie. Jeden był głos męzki, ten co pytał, a drugi dźwięczny, rzewny-był kobiecy.
— Któż był ten mężczyzna?-spytał Filipek, zainteresowany mocno opowiadaniem malarza.
— Narzeczony — jak się to później dowiedziałem.
— Więc ma narzeczonego ta panna?
— O której pannie pan mówisz?