Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/95

Ta strona została przepisana.

ktycznością w codziennem życiu i wesołość z pewnym odcieniem poetycznej zadumy. Zato Aniela była uosobieniem natury marzącej, miękiej, wrażliwej niesłychanie, egzotyczna roślina, nerwowa i dlatego, choć starsza od Józi, potrzebowała jej pomocy, jak wiotki powój gałązki wikliny.
Było to, w całem tego słowa znaczeniu, poetyczne zjawisko, bujające myślą nad ziemią, a mające serce na wszystkich kończynach nerwów; a że była przytem piękna, nie tą zmysłową pięknością, co pociąga okrągłością i pełnością kształtów, a czerstwością cery, - ale ową, przez którą duch prześwietla-ruchy miała gracyi pełne i wdzięk w obejściu, więc niedziw, że jeden z uczniów jej ojca, młodzieniec z żywą wyobraźnią i artystycznemi dążnościami, zajął się nią. Był to właśnie ów Edmund. Poznałem go także osobiście. Powierzchowność jego była całkiem artystyczną, tak jak nam przedstawiają artystów. Wysoki, z długiemi włosami, bladą twarzą, wysokiem czołem, zamglonem spojrzeniem, -słowem, że gdyby na obstalunek kto chciał zrobić artystę, nie wymyśliłby lepszego typu. Nie podobała mi się tylko pewna pretensyonalność w jego ruchach, przesadny patos w mowie i pozowanie; ale przebaczałem mu te słabości przez pamięć na owę kołysankę, którą się głęboko zapisał w mojej duszy. W czasie, kiedy go poznałem, był już po słowie z panną Anielą i wnet mieli się pobrać.Małżeństwo czysto artystyczne. On nie miał nic i ona nic-prócz wiary w przyszłość, w talent swój-i łączyli się, aby wspólnie iść po laury, żyć dla miłości i sztuki. Za kilka tygodni miał być ślub, Józia dla tego głównie zwlekała swój wyjazd do Paryża. Chciała pierwej oddać siostrę pod opiekę męża, a potem oddać się całkiem muzyce.
Los zadrwił nielitościwie z marzeń dziewczęcia. Najprzód rozchorował się ojciec i po paru miesiącach ciężkiej choroby umarł, zostawiając córki w niedostatku. Józia radziła temu, jak mogła. Wszak szło tylko o przetrzymanie kulku tygodni, — wyprawa Anielki była już gotowa, a ze