Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

stkie baby koło dworu, by która przypadkiem nie przeszła drogi jadącemu panu, a szczególniéj, broń Boże, z próżnemi konewkami, bo Radoszewski był niesłychanie zabobonny i jadąc w drogę uważał, by mu zając drogi nie przebiegł, ani baba z próżnemi konwiami, a za spotkanym księdzem rzucał co rychło słomę lub szpilki dla zażegnania nieszczęścia. Innych sposobów nie szukał na odwrócenie nieszczęść, które mu zagrażały i gęstniały nad jego domem jak gradowe chmury.
Po jego wyjeździe, Kundusia miała kłopot z Bronisią, by ją nakłonić do odłożenia spaceru do lasu na dzień następny. Dziéwczę stęskniło się za waletem kierowym i rwało się jak słowik do lasu. Kundusia zabawiała ją jak mogła i umiała, to opowiadała jéj kilka zajmujących epizodów ze swéj pamiątkowéj książki do nabożeństwa, to uczyła robić w palcach gwiazdki z bawełny, które pozszywane mogły stanowić piękną poszewkę na jasia i służyć kiedyś na prezent dla kogoś. Ten ostatni argument, skłonił roztargnioną Bronisię do większéj uwagi, chciała uczyć się, żeby kiedyś walet kierowy mógł spać na gwiazdkach, utkanych przez nią.
Wieczorem Kundusia kładła jéj oprócz kabały, wszystkie pasyjanse, jakie znała, na intencyją jutrzejszéj wycieczki do lasu; kładła napoleońskiego, koronę, warkocz, krzyż, wachlarzyki, piramidkę, cztérdziestkę, jedenastkę, podkładanego, sympatycznego — i wszystkie prawie bardzo pomyślnie wypadały.
Trudniéj było przebyć noc. Usnąć nie mogła dla natłoku przeróżnych myśli do głowy, myśli smutnych i wesołych naprzemiany. Co przeszło dziewczęciu przez myśl w téj bezsennéj nocy, tego nie umiałbym wam opisać należycie, słowa skarykaturowałyby może te przecudne obrazy w młodéj wyobraźni snute, jak owe czarodziejskie