przędziwa z tęczy, mgły i złotych promieni, które za dotknięciem ręki człowieczéj, zmieniają się w brudną pajęczynę. Jest to osobny świat do którego, aby módz wejść, trzeba znać cudowne zaklęcia, jakich uczy młodość i miłość. Do tych dwóch czarodziejek odsyłam tych, co chcieliby znać marzenia Bronisi z księżycowéj nocy. Ja od siebie dodam tylko, że kiedy po północy kury na basztach zatrzepotały skrzydłami i odzywać się poczęły, jak szyldwachy nocne, Bronisia jeszcze nie spała.
A kiedy potém na chwilę zdrzemnęła się, to się jéj śniły takie okropności, że aż spotniała we śnie z trwogi niezmiernéj. — Śniło się jéj naprzykład, że się spóźniły do lasu z Kundusią i nie zastały już Walerego. To znowu że go widziała chodzącego w rozpaczy i załamującego ręce, że jéj tyle czasu nie widział, że chciała pocieszyć go i zawołać na niego, ale nie mogła dobyć głosu z piersi, chciała biedz ku niemu, ale spotykała różne zapory po drodze, jakieś ogromne drzewa leżące na ziemi, wśród których nogi jéj plątały się, — to znowu jakieś szerokie wody i nie mogła w żaden sposób dostać się do stawów.
Sen ten męczył ją bardziéj, niż najdłuższe czuwanie i dlatego rada była, gdy się przebudziła. — Głowę miała ciężką i rozbolałą.
Na niebie ledwie trochę bielić się zaczynało zaranie. Bronisia nie mogła już doleżéć i zerwała się z pościeli. Kundusia zdziwiła się nie mało, gdy otworzywszy oczy ujrzała ją już prawie ubraną. Kukułka na zegarze wykukała czwartą.
— A ty czemu tak rano się zerwałaś? — spytała zaniepokojona.
— Nie mogłam spać. Głowa mnie boli.
— Głowa? — Poczekaj gołąbeczku, zaraz my na to poradzimy.
Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/121
Ta strona została uwierzytelniona.