Kilka tygodni zaledwie upłynęło od czasu, jak robotnicy kolejowi rozpoczęli gospodarować na polach zagajowskich, a już okolica zmieniła całkiem swój dawny charakter. Z owego wdzięcznego lasku, w którym niegdyś Bronisia z Walerym dziećmi się bawili, ocalało zaledwie parę drzew nad stawem. Reszta znikła bez śladu, pnie nawet powykopywano już z ziemi, grunt zrównano i wystawiono na nim barak inżynierski, za którym oparkaniono znaczną przestrzeń i stawiono szopy, magazyny na pomieszczenie rekwizytów potrzebnych do budowy mostu na rzéce. Tam, gdzie dawniéj złodziéj leśny lub spłoszony zając tylko się przemykał, panował gwar i ruch nieustanny. Cieśle, stolarze, kowale uwijali się w oparkanionéj przestrzeni zabudowywając ją coraz więcéj. Stawiano naprędce warsztaty, kuźnie, przybijano podłogi, okówano okna i drzwi, heblowano stoły, kuto sztaby żelazne, zwożono kamienie, żelazo, beczki z cementem, liny, łańcuchy, łopaty i taczki, paki z gwoździami, miechy kowalskie, kafary, maszyny do dźwigania ciężarów, kamienie i drzewo i inne przeróżne materjały i narzędzia potrzebne. Robotników nie brakowało. Ciężki przednowek pędził ludzi z chat do pracy. Inżynierowie korzystali z tego i spieszyli się, by przed żniwami skończyć przygotowawcze roboty. Młody Kowal-