Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

— Młody Goldfinger był jego agentem i przez niego poznałem się z baronem na giełdzie. To znakomitość finansowa.
— To téż ja myślę, że jeżeli ten człowiek zdecydował się przenieść do Galicyji, to on tu nie napróżno będzie siedział. Do interesu potrzeba mu będzie ludzi uzdatnionych. Dlatego zaraz mi na myśl przyszło, żebyś ty się tam mógł umieścić. Toby było miejsce dla ciebie.
— A cóż w tém Josek?
— Jemu powiedziano, że w zagajowskim dworze jest żona i córka Goldberga. Powiadają, że i on sam miał tu przybyć. Josek poleciał dowiedziéć się co w tém jest prawdy. Możnaby na miejscu ubić interes. Goldfinger jutro zaraz móglby się z nim widziéć.
Umilkli na chwilę czekając na Joska. Każdy z nich w milczeniu snuł daléj plany odnoszące się do kwestyji, którą poruszyli. Obu wśród tych rozmyślań przyszło do głowy pytanie, co za interes mógł sprowadzić rodzinę bankiera do Zagajowa. Dawidkowi przyszło na myśl małżeństwo córki bankiera z młodym dziedzicem Zagajowa i udzielił téj uwagi ojcu. Ale stary Habe z powątpiewaniem potrząsł głową i rzekł:
— Tobym miał Goldberga za bardzo złego finansistę, gdyby tak kiepski chciał zrobić interes. Łączyć się z bankrutami, to tyle co samemu przez połowę zbankrutować.
W téj chwili na drodze oświéconéj księżycem jakaś czarna postać zamajaczała pod lasem i cień ten coraz bardziéj i dość szybko zbliżał się do wózka.
— To Josek, rzekł Habe.
Josek zdyszany, spocony zbliżył się do wózka i zaszwargotał po żydowsku:
— Nie, jego nie ma, tylko żona i córka. — We dworze mówią już i o małżeństwie.