kiedyś inaczéj się na tę kwestyję zapatrywałem; dziś zmieniłem zdanie. Mała jedna okoliczność poddała w wątpliwość wszystkie moje teoryje o równouprawnieniu, współzawodnictwie etc. Było to wtedy, kiedym się starał o posadę w banku. Miałem wszystkie potrzebne do tego kwalifikacyje, jakich nie posiadał żaden z konkurujących, spokojnie więc oczekiwałem nominacyji; gdy tymczasem ku wielkiemu zdziwieniu memu, posadę ową dostał syn jakiegoś kupca żyda, chłopak bez żadnych prawie nauk, tyle że czytać umiał, znał trochę języki i buhalteryji tyle, ile się w sklepie u ojca nauczył. Ale ojciec wiedział do kogo trafić, posmarował i syn pojechał na posadę. Mnie ani nie wpadło na myśl, że można w taki sposób zdobywać sobie posadę, żyd nie rozumiał jak można ją dostać bez łapówki; — to co mnie wydawało się czynem nie moralnym, jemu wydawało się całkiem naturalną rzeczą, bo on wychował się już w takich pojęciach — i nawet nie widział w tém nic złego. Ten drobny wypadek otworzył mi trochę oczy, począłem myśleć głębiéj nad kwestyją żydowską u nas, obserwować ją i doszedłem do przekonań trochę odmiennych od tych, jakie dziś mają kurs w świecie, jakie ja sam niegdyś podzielałem. Tak — rzekł nagle zmieniając ton, — ja ci tu gadam o moich przekonaniach, a twoje przekonanie w obecnéj chwili jest zapewne takie, że powinniśmy przedewszystkiem kazać nastawić samowar. Tyś pewnie głodny; a ja przez moje gadulstwo zapomniałem na śmierć o tém, że nic nie jadłem od obiadu.
— Mamy czas jeszcze, — zapomniałem o tém, żem głodny, — słuchając cię ojcze. Słowa twoje, mają dla mnie wielkie znaczenie. Bo muszę ci się przyznać, że i ja nieraz już rozmyślałem nad tą kwestyją. W obecnéj chwili wydaje ona mi się nadzwyczaj ważna, szczególniéj
Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.