bo któż nam zaręczy, czy przez ten czas większéj wartości przedmioty nie zostaną usunięte.
Nie dokończył tych słów, bo gwałtowne uderzenie pięścią o stół przerwało mu mowę. To Radoszewski tak palnął pięścią, że aż szklanki i talérze podskoczyły i zadźwięczały. Mała figurka szlachcica zdawało się że podrosła z gniewu i oburzenia a oczy rzucały błyskawice, przed któremi struchlały komornik cofać się począł do kąta.
— Co? Ty śmiész przerywać szlachcica, ty „nędzna kreaturo“ — zawołał trzęsąc się cały Radoszewski. Gdyby to nie było pod moim dachem, tobym ci te słowa pięścią napowrót w gardło wpakował — ty chamski synu. Rozumiesz? Czy ty wiész co to honor szlachecki? Ja się w moim domu obrażać nie pozwolę — ja tu pan. Rozumiész? Nie chcesz posłuchać prośby, usłuchasz groźby.
Uderzył pięścią w stół i zawołał:
— Hej, jest tam który — a zwracając się do wchodzącego ekonoma — rzekł podniesionym głosem: zwołać mi tu wszystkich parobków.
Po tym rozkazie nabrał pewności i odwagi. Począł przechadzać się po pokoju i mówił:
— Ja was nauczę moresu. Pokażę wam, co to jest obrażać szlachcica.
— Co pan dobrodziéj zamyśla czynić? — spytał zmieszany na prawdę komornik. Niech pan dobrodziéj nie zapomina, że jestem urzędowa figura, — wszelki gwałt zadany mojéj osobie może złe skutki sprowadzić. To pachnie kryminałem.
— Niech będzie i kryminał, a Radoszewski uwłaczać sobie nie pozwoli. Brać ich — rzekł zwracając się do parobków, których kilku weszło do pokoju.
Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/230
Ta strona została uwierzytelniona.