bądź wprost, bądź za pośrednictwem barona, pozarabiali w krótkim czasie nie złe sumki. Takie powodzenie zaraz stawało się głośném w okolicy i pociągało innych. Wyciągano większe i mniejsze sumy z kas oszczędności, z depozytów, nawet z handlu i rzucano w grę giełdową. Nie jeden obywatel ziemski sprzedał zboże na pniu, ostatek lasu, czasem i wieś całą, rozumując sobie bardzo logicznie, że wieś przy największéj pracy nie da mu ani setnéj części tego zysku, jaki mu giełda dać może. Sprzedawał tedy wieś, brał pugilares w rękę i puszczał się na wędrówkę do téj ziemi obiecanéj. Ci co sami nie mogli się tam udać, — używali pośrednictwa banków, żydów. Nawet baron Goldberg nie mógł się wymówić od zrobienia dostojnéj szlachcie téj sąsiedzkiéj przysługi. On znał się na papierach, miał stosunki w Wiedniu z różnymi bankierami, sam był bankierem, mógł więc najlepiéj poradzić, ułatwić, pośredniczyć. Proszono go oto tak bardzo, tak oblegano, że lubo, jak utrzymywał, przyjechał do dóbr swoich tylko dla wytchnienia; musiał od rana do nocy zajmować się interesami klijentów, którzy mu się narzucali z różnych stron, a nawet urządzić rodzaj filii bankowéj w poblizkiem miasteczku — i sprowadzić z Wiednia kilku zdolnych ludzi do prowadzenia ksiąg. Między tymi był także Dawid Haba, syn Abramka, polecony mu z akademiji handlowéj jako sprytny buchalter, obeznany dobrze z interesem. Bank ten zaimprowizowany wkrótce ogromnie rozwinął działalność swoją. Tłoczyli się do niego ludzie wszelkich stanów, od panków do stróżów nocnych. Wszyscy znosili swoje mienie, drobne oszczędności, to kupując akcyje polecane przez bank, to oddając je dla pokrycia różnicy, mogącéj wyniknąć ze zmiany na giełdzie. Szał prędkiego zbogacenia się opanował wszystkich i gnał do filii bankowéj. W loteryję liczbową grali tylko tacy biedacy, których nie stać
Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/253
Ta strona została uwierzytelniona.