fantazyja jéj zdobyć się mogła. Zwykle kończyło się na marzeniach, bo nie miała siły, ani sposobu urzeczywistnienia ich. Ale teraz już ua seryjo rozmyślała w jakiby sposób pomścić się na dziedzicu. Ofiarowała już na to własne życie, byle przed śmiercią zadowolić zemstę. Szło tylko o to, aby cios był niechybny, aby nie narażała się daremnie. Miała ona jeden taki plan pewny; ale wykonanie go było trudne. Trzeba było dostać się do dworu w Zagajowie, a to było dla niéj niepodobne. We dnie nie puściliby jéj ludzie, w nocy psy, które bardziéj jeszcze niż ludzie rzucały się nieraz na nią. Można było psy otruć, ale to ostrzegłoby mieszkańców i zdwoiło ich ostrożność. Cyganka łamała sobie głowę nad tém i nic wymyśleć nie mogła. Ostatecznie jednak, zdecydowała się bądź co bądź porzucić już cygański żywot i oddać choćby życie za życie, byle się zemścić.
Z tą myślą przebudziła się rano. Przetarła oczy zaropiałe, wzięła zawiniątko z ziemi i poszła ku obozowisku cyganów, kierując się więcéj instynktem niż wzrokiem, bo gęsta mgła nie pozwalała widziéć przed sobą. Chciała dostać się do cyganów, dowiedziéć się czy żandarmi byli, gdzie poszli — i stosownie do tego obrać dla siebie kierunek drogi, którędy dostaćby się mogła do Zagajowa. Pomimo że szła raźno, niesporo jéj drogi ubywało, bo ziemia była rozmiękła i oślizgła od wilgoci, zwalone drzewa tamowały przejście, trzeba je było przełazić lub obchodzić, do tego jeszcze musiała postępować ostrożnie, przystawać i nadsłuchiwać, by nie wpaść w zasadzkę. To ją męczyło niemało i opóźniało w pochodzie, a osłabione starością i przestrachem nogi także nie małą były w tém przeszkodzą. Szła tak godzin parę potykając się, upadając często i gramoląc się przez rożne przeszkody. Kiedy już uszła tyle drogi, że jéj się zdawało, iż nie daleko być musi od
Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/278
Ta strona została uwierzytelniona.