Nie miejcie mi za złe, że biorę bohaterkę, prosto z kuchni, od ciastek i konfitur, gdy jest tyle innych panien, któreby miały większe do tego pretensyje, jak np. nie szukając daleko córki pana Jacentego, w tym właśnie czasie wystrojone, ublanszowane, udrapowane, oczekujące przybycia ojca z mniemanym konkurentem — i gubiące się w domysłach, co mogło być powodem spóźnienia. W przekonaniu tych panien nie kto inny, tylko one przeznaczone były na główne bohaterki tego romansu — i nie darują mi zapewne nigdy, żem nad nie przeniósł nieokrzesaną Bronisię, podlotka dopiero wyzwolonego z klasztoru, nie umiejącego jeszcze chodzić w białéj sukni, nie noszącego koka, nie mrużącego arystokratycznie oczów. Bronisia nie potrzebowała nic sobie dodawać, śmiała się chętnie i często i to tym śmiechem głośnym, serdecznym, który odkrywa... swobodę duszy i białe ząbki. Pożar w Zagajowie zmącił na chwilę tę wesołość, ale skoro się dowiedziała od Kundusi, że właściciel nie poniósł żadnéj straty, wróciła znowu do dawnego humoru i klasnąwszy w ręce z uciechą zawołała:
— O! to w niedzielę będą u nas. Pan Walery przyjedzie z pewnością skoro już wié, że wróciłam z klasztoru.
— Tak — i będzie jadł przypalone ciasteczka...
— Ach, moje ciasteczka, — zawołała Bronisia z przestrachem i rozwartémi rączkami rzuciła sięw głąb pokoju, a za nią poszła Kundusia. Inżynier słyszał jeszcze dobrze stąpania po wschodach młodéj panienki zbiegającéj do kuchni — i dziwna rzecz, zaciekawiło go dla kogo biegła z takim pośpiechem piéc ciasteczka — a lubo nie był wcale amatorem tego rodzaju przysmaków, czuł jakiś żal, jakąś niechęć do owego nieznajomego, dla którego przeznaczone one były na niedzielę. Byłby chętnie przyjął na siebie tę robotę, a przynajmniéj chętnie pogawędziłby zamiast
Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.