nikt nie śmiał przestrzédz dziedzica, bo to była draźliwa rzecz. Jednak jemu samemu po jakimś czasie otworzyły się oczy, bo rzadziéj odwiédzał teraz cygankę i nawet parę razy jéj nie przyjął, gdy przybiegła do dworu. W końcu wyjechał z domu na dwa miesiące, a w tym czasie cyganka powiła syna. Kiedy pan powrócił do domu, Łasiowa stara zaraz się zjawiła i prosiła o posłuchanie. Po paru dniach gruchnęło po wsi, że dziedzic cyganom darował sołtysostwo i przyłączył je do Leśniczówki. Było tego razem więcéj jak dwie kmiece role.
— I to może ten grunt o który się teraz prawowali?
— Tak to ten sam.
— No, więc im się prawnie należy, kiedy im dawny dziedzic darował.
— Ba, kiedy to nie koniec na tém. Darował — to prawda, bo taka była jego wola, ale potém żałował tego, bo młoda cyganka a bardziéj jeszcze jéj matka, która ją podmawiała i uczyła jak ma wyzyskiwać dziedzica, zamiast być wdzięczni za jego łaskę, nachodzili go z coraz nowémi pretensyjami. To przyłazili Łasiowie, to cyganka sama z dzieckiem na ręku przybiegała do dworu prosić raz wraz o coś nowego. A pan dawał i dawał, żeby się pozbyć natrętników; aż w końcu cierpliwości się przebrało i chciał się ich pozbyć, bo go wstyd było przed ludźmi, że się tak zaplątał, a bardziéj jeszcze bał się, żeby się to nie doniosło do Kalenicy, gdzie jeździł w konkury. Była tam panna jedynaczka, rozpieszczona, ale ładna co się zowie, choć nie rumiana, owszém bledziuchna i delikatna. Za to jéj oczy, to istne bławatki na śniegu, a umiała niémi tak patrzéć że cię po sercu łechtało. Pan mój często tam jeździł i starzy państwo go lubili a i panienka dość łaskawie na niego poglądała. — Słowem zanosiło się na weselisko. Cyganka coś zaczęła miarkować i stała się natarczywsza, a że dziedzic
Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.