Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak; papiér się podniesie — ale człowiek utonąć może. Widziałeś nieraz jak się czółno wywraca na wodzie? Czółno można odwrócić znowu, ale człowieka co wpadł w wodę nie zawsze uratować można. Dla tego ja wolałbym, żeby twój syn, Goldfinger — tu do nas się sprowadził, a przynajmniéj tu robił interesa. Galicyja jest dobrym krajem na spekulacyje — tu można robić nie złe interesa — nawet większemi kapitałami. — Skoro matka przyjedzie będę chciał i ja jechać do Wiédnia, pogadam z nim mądre słówko.
W czasie kiedy to mówił — łuna pożaru oświéciła okna alkierza. Wszyscy zerwali się przestraszeni i wybiegli przed dom. Abraham wyszedł jeden z ostatnich — pożar ani go przeraził bardzo, ani zajmował — dopiéro kiedy zobaczył, że się to palą fabryki — zaśmiał się niecierpliwie i zawołał:
— To głupiec... podpalał fabryki.
— Kto taki? — spytał syn.
— No kto — ten kto podpalił?
— A zkąd ojciec wie, że podpalone? — spytał Dawid — pożar mógł powstać przez nieostrożność.
Habe chwilkę zdawał się zmieszany tą uwagą — wnet jednak przyszedł do równowagi i rzekł:
— Pewnie go kto podpalił — bo on nie ma przyjaciół między ludźmi. To zły człowiek i szlachta go nie lubi — i chłopi także. — Pewnie znowu komuś wyrządził krzywdę i ten go podpalić musiał. Ale osioł dopiéro, żeby fabryki podpalać. Co mu zrobi? — Jeszcze mu pomógł, bo fabryki już i tak nic nie były warte, a jeżeli je wysoko zaasekurował, to jeszcze zarobi na tym interesie. Gdyby mu byli młyn spalili — toby była rzecz. Teraz takiego młyna tak prędko by nie postawił bo koléj potrzebować będzie robotników — a i gotówkiby mu bra-