Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

Haby, chciał wmówić w zaspaną babę, że Szymon Łaś nie opuścił od południa karczmy. Takie alibi zaprzysiężone przez świadków stanowić mogło silną obronę posądzonego.
W tém w sieniach dały się słyszeć kroki. Habe był na to przygotowany, co chwila spodziewał się żandarmów. Można bowiem było przypuszczać, że nie zastawszy Łasia w domu, przyjdą go tu szukać. Dla pijaków i włóczęgów karczma jest drugim domem: a często jedynym domem. Habe był pewnym że to oni idą. — Tymczasem zamiast żandarmów wszedł do izby służący Radoszewskiego wysłany przez ekonoma. Habe nie bardzo rad był temu spóźnionemu posłańcowi, nie myślał wcale zaspakajać dłużéj żądań dworskich i odmówił; ale odmówił po swojemu, klął się na sumienie, że nie ma już ani kropelki takiego wina, któreby mógł dać na stół pański, że ostatnię beczkę zabrał w zeszłą niedzielę proboszcz z Łopuchowéj na odpust i był mocno zafrasowany, że tak dobremu panu w takiéj bagateli usłużyć nie może, poczęstował przybyłego półkwaterkiem wódki, kazał ślicznie pokłonić się wielmożnemu panu, przeprosić i oświadczyć, że on sam jutro będzie we dworze.
Jak wiemy ekonom nie zadowolił się tą odpowiedzią Haby, nie mógł się zadowolnić jeżeli nie chciał skompromitować pana swego, który znowu nie chciał rozumieć co to jest brak. Z praktyki ekonom wiedział, co znaczy podobna odmowa Haby, to jest, że trzeba będzie podwójnie drogo zapłacić za jego grzeczność — i dla tego pojechał sam do niego. Zastał go o wiele twardszym niż myślał, — żyd przysięgał się na wszystko, że nie ma, a choć ekonom powiększał procent — Habe stał przy swojem. W końcu po długich prośbach, zdecydował się dać kilka garncy wina, które jak utrzymywał, już nie było jego własnością, bo było sprzedane. Habe więc popełniał,