Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.

— No tak; ale zawsze tak nagle nie można.
Wejście Kundusi przerwało tę rozmowę. Panna Kunegunda była w pełnéj paradzie, gotowa do kościoła. Miała na sobie suknię piernikowego koloru w kwiaty, co ja robiło podobną do klombu georginij i astrów w późnéj jesieni, a to tém więcéj, że panna Kunegunda używała krynoliny, która ona „kryjeliną“ nazywała. Nie robiła tego przez zamiłowanie mody, bo owszem nie lubiła wszelkich cudacznych nowości w stroju, ale moda każda ma to do siebie, że wszędzie przyjąć się i wcisnąć musi, tylko z tą różnicą, że u takich konserwatystek jak panna Kunegunda pojawia się wtedy dopiéro, gdy już przestaje być modną. Był czas kiedy Kundusia z oburzeniem patrzała na bezbożne krynoliny, gdy księdzu Bartłomiejowi ledwie dziur nie wycałowała na rękach, za jego żarliwe kazanie przeciw krynolinom i z uciechą słuchała różnych anegdotek złośliwych o téj klatce modnéj. A jednak mimo to stało się, że kiedy świat zapomniał już o krynolinie, nie wiadomo jak i kiedy znalazła się ona na chudéj figurce panny Kunegundy — co więcéj, utrzymywała ona, że nie ma wygodniejszego i wdzięczniejszego stroju dla przyzwoitéj niewiasty jak kryjelina, a to dla tego, że kopulasta krynolina należała już do przeszłości, tradycji; a Kundusia miała bałwochwalcze poszanowanie dla tego co stare. Starsze jak krynolina były kółeczka z włosów wbijane na szpilki podwójne, któremi panna Kunegunda miała udekorowane czoło i skronie, a to na pamiątkę pewnego dnia przed trzydziestu laty, w którym pewien leśniczy oświadczył jéj na odpuście, że jéj bardzo do twarzy z tego rodzaju figurką. Poczciwa Kundusia miała przez długi czas nadzieję, że ów komplemencista będzie się starał pozyskać sobie na dłuższy czas te kółka, które mu się tak podobały a z niemi i ją samą: ale niecnota tego sa-