mego dnia jeszcze zwrócił afekta swoje do córki jakiegoś profesora, która także była na odpuście i nie zadługo z nią się ożenił. — Mimo to Kundusia zapamiętała dobrze, że w kółeczkach było jéj do twarzy i zachowała sobie ten rodzaj czesania, nawet gdy siwiejące i rzedniejące coraz bardziéj włosy coraz mniéj stosowne były do tego. Kundusia pozwalała sobie w sekrecie niewinnych sposobów toaletowych, które wyczytała w księdze staréj pana Radoszewskiego, byle tylko nie rozstawać się z ulubionemi kółkami. — Jeżeli teraz do tych kółek i sukni z krynoliną dodamy czarną mantylę z dwiema falbanami i słomkowy kapelusz pod brodę wiązany na żółte wstążki, a ozdobiony kwiatem ponsowym, będziemy mieli dokładny wizerunek panny Kunegundy, jak ona się, przedstawiała w niedzielę i uroczyste święta. A prawda, zapomnieliśmy o książce do nabożeństwa, którą piastowała w rękach ubranych w popielate, niciane rękawiczki. Książka ta pożółkła i brudna już od starości stanowiła prawie cząstkę duszy panny Kunegundy; nie licząc bowiem drukowanych modlitw zawierała ona skarby najcenniejszych pamiątek z długoletniego panieństwa Kundusi. Był to rodzaj archeologicznego muzeum, które przeglądała co niedziela z uszanowaniem i lubością wzdychając nieraz za miłemi wspomnieniami. Co kilka kart było jakieś wspomnienie, jakaś pamiątka; to modlitwa przepisana przez jakiegoś guwernera, to zasuszone niezapominajki, to czterolistna koniczyna obiecująca szczęście, to laurowy liść z trumny jakiéjś zasłużonéj osoby, to zakładka do książki haftowana ręką przyjaciółki, to obrazek z Kalwaryji dar księdza proboszcza, to włosy matki nieboszczki, to bilet z powinszowaniem imienin ozdobiony girlandą i dwoma gałązkami, a wreszcie na ostatniéj karcie zapisane pożółkłym atramentem, data urodzin chrzesnych synów i córek i ważniejsze wypadki
Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/86
Ta strona została uwierzytelniona.