z jéj życia. Gdyby ktoś chciał pisać historyją serca i życia panny Kunegundy, książka ta byłaby cennym dla niego materyjałem. Że jednak nikt się taki nie znalazł, Kundusia musiała ograniczyć się na Bronisi, któréj w wieczornych gawędkach spowiadała się ze swoich powodzeń i zawodów miłosnych, niby dla przestrogi i nauki. Bronisia bowiem była jakby przybraną jéj córką, a po powrocie z klasztoru stała się jéj jedyną przyjaciółką, z którą się cały dzień prawie nie rozłączała. To téż i teraz za wejściem Kundusi wnet pojawiła się w pokoju. Wbiegła jak motylek w białéj sukience z falbanami, przepasanéj niebieską szarfą i w słomkowym kapelusiku. Innych ozdób nie miała. A przepraszam — miała jeszcze kwitnące rumiane jagody, oczy jak bławatki i siedmnaście latek. — Były to także ozdoby, które ją lepiéj ubiérały, niż najpiękniejsze stroje, a w jasnych grubych warkoczach, co spadały aż po pas, lepiéj jéj było do twarzy, niż w kółeczkach Kundusi.
Wbiegła powiedziéć ojcu, że już drugi raz dzwoniono na sumę i że wielki czas już iść do kościoła. Śpieszyła się tak nie tyle może przez pobożność, ile że w kościele spodziéwała się zastać dziś „kierowego waleta.“ Nastawała więc na to, by ojciec prędko się ubiérał, bo ksiądz proboszcz i tak dość długo już zapewne czeka. Pan Radoszewski nie lubiał spóźniać się na nabożeństwo, odprawił więc Abramka, rozkazując mu przyjść po nieszporach dla umówienia interesu — i poszedł wystroić się przystojnie do Pana Boga. Bronisia z niecierpliwością liczyła chwile jego nieobecności; Kundusia tymczasem zabawiała ją przypominaniem reguł przyzwoitego zachowania się w obec światowych gości. Miała ona bowiem pretensyję do znajomości świata i form towarzyskich raz dla tego, że służyła po wielkich dworach, a powtóre, że sama pochodziła z pięknéj familii, która przez nieszczęścia tylko podupadła. Lu-
Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/87
Ta strona została uwierzytelniona.