wchodziła w świat, pani Konstancja miała już pewne plany względem Zosi, i widząc swoją córkę tak piękną, była dumną z tego powodu i pewną, że się jej plany powiodą.
— Niedługo goście się zjadą, — mówiła potem pani Konstancja — przyślę więc po ciebie.
Zosia przy odejściu zawahała się chwilkę, potem wróciła ku matce.
— Mamo.
— Ależ pominiesz mi suknię, — rzekła matka odsuwając ją od siebie, — czegóż chcesz?
Zosia zmieszała się tym ruchem matki.
— Mamo! — mówiła dalej — czy ja długo będę potrzebna na wieczorze?
Pani Konstancja spojrzała zdziwiona na córkę.
— A to dlaczego?
— A bo... bo Adaś słaby.
Pani Konstancja zagryzła wargi, bardziej niż słowa męża dotknęło ją to, że córka chce ją uczyć miłości macierzyńskiej. Im więcej czuła swój błąd, tem bardziej wstydziła się przyznać do niego dumna kobieta.
— Przy Adasiu będzie panna służąca, a ty będziesz na wieczorze. Teraz idź do
Strona:Michał Bałucki - Za późno.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.