a do tego lud tak twardy w swej nędzy, że nie przyjdzie do dworu, aż już mu głód dobrze dokuczy. Samemu trzeba chodzić z pomocą, a szczególniej z lekarską, do której się nieradzi uciekają.
Pan hrabia zrobił twarz poważną.
— A tak, tak, ten lud nie umie ocenić naszego poświęcenia, naszego trudu.
— Poświęcenia — zagadnął pan Alfred — ja myślę, że to powinność nasza.
Hrabia się zmięszał, ale wnet przyszedł do siebie:
— Tak, powinność, którą jednak można podnieść do poświęceń.
I jeszcze dużo w tej mierze mówił gładko pan hrabia, czem sobie zjednał zupełnie pana Alfreda; a Zosi biedaczce w głowie się mięszało, jak mógł ten człowiek, co nigdy z chłopem nie rozmawiał, — mówić o poświęceniu się dla niego. Młode dziewczę nie mogło zrozumieć, że można być łotrem... a mówić piękne mowy i toasty.
Potem pan hrabia jeszcze pograł na fortepianie, bo i to umiał, nagadał panu Alfredowi dosyć pięknych zdań, paniom kilka komplementów przy herbacie, pokręcił się po salonie i wyjechał.
Strona:Michał Bałucki - Za późno.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.