Strona:Michał Bałucki - Za późno.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

Pan Alfred znowu skrzywił się niechętnie:
— Nie mówmy o takcie, może wyszedłem z niego, nie jestem muzykalny. Dawniej może zanadto w takt skakałem; ale to nie była moja muzyka. Co się tyczy Zosi, zgadzam się; ale trzeba przecież pierwej, żeby się o nią ktoś starał?
— Wszak pan hrabia L. — nie bez celu u nas bywa. Jego ciotka mówiła mi, że Zosią od jesieni zajęty i że ma stałe zamiary.
Pan Alfred pomyślał trochę.
— No, to byłoby niezłe i jabym nic nie miał przeciw temu.
— Ale trzeba, abyśmy z Zosią wyjechały do wód, na zimę do miasta, aby nabrała trochę manjer, których jej zbywa.
— Tegobym sobie wcale nie życzył. Przekonałem się dosyć dotkliwie, że manjery do małżeńskiego pożycia najmniej są potrzebne.
— Ależ przeciwnie, to jest przyjęte w świecie — rzekła z siłą i imponującą powagą pani Konstancja.
— Wierzę bardzo; ale ja nie chcę dla świata dziecko wychować, jeno dla domo-