wego życia. Kto kobietę pcha w świat, ten z niej robi potwora.
— A jednak pan musisz się zgodzić na to, bo ja chcę, — rzekła pani Konstancja i wstała.
— Wątpię, — rzekł z flegmą, lubo już trochę zapalając się pan Alfred — pieniędzy nie dam.
— Już je wzięłam od bankiera — mówiła dalej pani Konstancja, zyskująca tem więcej na pewności, im bardziej na twarzy męża postrzegała wzruszenia.
— Zosi nie dam — rzekł Alfred z siłą.
— Śmiesznym pan jesteś. Matce nie wolno mieć prawa do swego dziecięcia?
— Matce? różne są matki, i jeżeli pani nie chcesz stracić ostatniej odrobinki szacunku swego dziecka, radzę ustąpić mi z drogi, bo scenę zrobię, a po mojej woli stać się musi. Dobranoc.
Odszedł. Pani Konstancja siadła, — tak ją ta walka słów zmęczyła. Wstyd, upokorzenie, wyrzuty, boleść, wszystko to chaotycznie kłębiło, burzyło się w piersi kobiety, i serce kobiece drgnęło w niej znowu i rozbolałe wycisnęło na oczy dwie łzy duże, które przygniotła rękami. I nikt tych łez
Strona:Michał Bałucki - Za późno.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.