i tego bólu nie widział, jeno blada lampa, co patrzyła na pokurczoną boleśnie twarz kobiety-posągu.
Od tego czasu pan hrabia był częstym gościem u państwa Alfredów. Z panią Konstancją rozmawiał o zagranicy, z panem Alfredem o polepszeniu stanu kmiotków, o postępie ludzkości; ale najwięcej rozmawiał z Zosią, lub raczej najwięcej do niej mówił, bo Zosia krótkiemi odpowiedziami rwała rozmowę jak zmotane nici, lub rzucała pytania, które mięszały wytrawnego salonowca. Zosia bowiem, choć nieśmiała, choć aniołek, miała maleńkie różki dowcipu, któremi kłóła natrętnego konkurenta. A nawet myślę, że nie tylko Zosia ma takie różki...
A tymczasem po okolicy już głośno gadano o zamiarach hrabiego względem Zosi. Ciekawsze panie już kilka wizyt oddały pani Konstancji, by się szczegółów dowiedzieć; wszyscy domyślali się, że hrabia już po oświadczeniu, że ślub będzie w czerwcu, i dlatego ani hrabia, ani pani Alfredowa nie wybierają się do kąpiel.
Rzeczywiście, hrabiego zajął „polny fiołek“ (jak nazywał Zosię).
Strona:Michał Bałucki - Za późno.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.