tyle niedośpiewanych piosenek młodej duszy. Od tej chwili czuła się nieswobodną, ścieśnioną, i dzień i kwiaty nie wydawały się jej tak piękne, jak dawniej. Zerwała się i poleciała do ojca do ogrodu. Miała otuchę, nadzieję, że on ją z ciężkiej matni wywikła. Ojciec był nie sam w altanie. Rozmawiał z ekonomem. Dziewczę czekało niecierpliwie, skubiąc w zamyśleniu rozkwitającą różę. Po odejściu ekonoma, ojciec dojrzał Zosię.
— Cóż Zosieczko tak się zapatrzyłaś w zachód — oczka rozbolą od tego.
Zosia pobiegła ku ojcu.
— Cóż to, zapłakana?
— Ojcaszku, czy to prawda, że ja mam iść za hrabiego?
— Czy ci matka już mówiła?
— Jakto i ty wiesz o tem?
Pan Alfred pogłaskał włosy Zosi.
— Wiem, wiem... czy ci się nie podoba hrabia?
— Ależ ja go nie kocham.
— A kogóż kochasz?
— Ja?... — i poczęło dziewczę myśleć, i w tej chwili stanowczego zapytania nie mogła sobie zdać sprawy z pogmatwanych
Strona:Michał Bałucki - Za późno.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.