zdrością jego, musiała zerwać z całą okolicą, i ciemny pokój hrabiego stał się jej jedynem mieszkaniem, gdzie więdła, ginęła. A smutno jej było pomyśleć, że ten los zgotowała jej wola matki, i całe złamane życie jej stanęło jak cierpki wyrzut pomiędzy nią i matką; nie mogła kochać tej kobiety, w której nigdy odrobiny serca nie widziała.
W takim była stanie, kiedy jej dano znać, że matka zachorowała niebezpiecznie. Zosia porzuciła jedno łoże, by usiąść przy drugiem. Ale nie miłość córki, jeno obowiązek gnał ją do dworu rodziców.
Biedna Zosia kłamała przed sobą, że nie tak jest, a jednak tak było.
Idźmy wraz z nią do dworu pani Konstatacji. Dwór ten, na początku naszej powieści stał oświecony rzęsisto i czekał balowych gości; dziś po smutnych, pustych pokojach chodziła służba na palcach, i pani Konstancja, którąśmy wtedy widzieli w zenicie piękności, dziś dogorywa trawiona rakiem. Choroba i kilka lat życia dziwnie zmieniły piękne rysy kobiety; ale bardziej zmieniła się dusza.
Kobieta światowa, salonowa, przyzwyczajona do wizyt, komplementów, pustych
Strona:Michał Bałucki - Za późno.djvu/50
Ta strona została uwierzytelniona.