gająca się choroba uwięziła ją w łóżku. Wśród dotkliwych cierpień poczęła się modlić, długie chwile samotności zmuszały ją czytać dzieje własnej duszy, i zrobiło jej się żal zmarnowanego życia. Serce poczęło się budzić ze swemi prawami, bo serce w każdym zadzwonić musi choć raz jeden; ale źle ludziom, u których za późno dzwoni.
Pani Konstancja w bolesnych chwilach rozmyślań przeszła historję swego małżeńskiego pożycia i nie mogła sobie powiedzieć, że była dobrą żoną.. Właśnie myślała nad tem, gdy do pokoju wszedł pan Alfred z gazetą w ręku i usiadł przy niej. Widok tego człowieka, któremu zabiła szczęście, na którego gorące serce rzuciła chłód i zmroziła je, poruszył ją teraz. Wzięła go za rękę i słodko powiedziała:
— Ty nie jesteś szczęśliwym, Alfredzie?
— O! owszem, — rzekł pan Alfred i czytał dalej gazetę.
Ta obojętna odpowiedź zamknęła usta dumnej jeszcze kobiecie. Ona nie umiała jeszcze napraszać się ze swą miłością. I była dla męża jak dawniej, ale córka jej się przypomniała. Czuła, że pieszczoty tego dziecka
Strona:Michał Bałucki - Za późno.djvu/52
Ta strona została uwierzytelniona.