choć wiele uczuć, jak powiędłe kwiaty, spadną mu na dno. Czyż pani nie czuje tej prawdy?
Twarz hrabiny lekko się zarumieniła, odwróciła się ku oknu.
Doktór był wzruszony.
W tej chwili chora zadzwoniła. Hrabina i doktór weszli do jej pokoju.
— Uciekacie ode mnie wszyscy, — mówiła cierpko chora — prosić was trzeba do łóżka chorej. Przynajmniej ty, doktorze, nie powinieneś mnie odstępować, bo ci płacę.
Hrabina drgnęła na tę obelgę, doktór z politowaniem spojrzał na chorą.
— Gdzie twój ojciec? — spytała znowu chora — czyż i w ostatniej chwili zapomni o mnie?
Posłano po pana Alfreda. Przyszedł do łoża i spytał chorej, czego jej potrzeba. Ona uśmiechnęła się gorzko.
— Jakto, wam mam mówić, czego ja chcę — ja chcę, żebyście płakali, żebyście rozpaczali; ale tego nauczyć nie można.
Bezsilna upadła nawznak, i tak długo leżała. Potem się podniosła, spojrzała po twarzach otaczających ją osób. Irytowały ją oczy ludzkie.
Strona:Michał Bałucki - Za późno.djvu/55
Ta strona została uwierzytelniona.