Strona:Michał Bałucki - Za późno.djvu/8

Ta strona została uwierzytelniona.

toaletę, zmrużyła wielkie, szafirowe oczy i przez długie, czarne rzęsy przedarło się ciekawe spojrzenie do zwierciadła; zwierciadło musiało jej powiedzieć że piękna, bo lekki uśmiech zadowolenia przeleciał po dumnem, białem czole. Wstała i zadzwoniła. Wszedł lokaj.
— Czy już wszystko gotowe?
— Już, jaśnie pani!
— Zapalić lampy u bramy; — lokaja odchodzącego wstrzymała zapytaniem:
— Gdzie pan?
Jeszcze zakłopotany lokaj nie wiedział co odpowiedzieć, gdy drugiemi drzwiami wszedł pan Alfred. Był smutny, blady i cierpki. Pani Alfredowej nie w smak był ten humor męża — spochmurniała.
— Odejdź! — rzekła do lokaja, potem odwróciła się do męża.
— Cóż ty nieubrany?
— I nie będę się wcale ubierał, nasz Adaś bardzo zasłabł.
— Kiedy?
— Wczoraj jeszcze podobno — rzekł Alfred i twarz miał bardziej cierpką.
Wy matki, którym miejsce przy kołysce dziecięcia klęcznikiem ciągłym się staje, któ-