Strona:Michał Marczewski - Wilk morski u ludożerców.pdf/15

Ta strona została uwierzytelniona.

do poprzedniego porządku. Kapitan nasz rozpoczął swoje obserwacje i wyliczenia, gdyż straciliśmy świadomość miejsca całkowicie, kiedy nagle zaskoczyła nas burza morska, taka, jak nam się zdało zwyczajna z grzmotami, piorunami, ulewą.
I znowuż żywioł, nad którym chcieliśmy panować, pochwycił nas w żelazne kleszcze swego kaprysu i znowuż niosło nas gdzieś, gdzieśmy wcale nie zdążali własnowolnie.
Jaka to była burza nie będę tu opowiadał — rzekł stary James, marszcząc brwi i chmurząc się na samo wspomnienie — dość, że przez następne dni kilka nie wiedzieliśmy, czy znajdujemy się nad wodą, czy też w wodzie, w przepastnych głębinach.
Poruszył się całem ciałem i zatrząsł jak pudel, który wyskoczył z rzeki, zmuszany do aportowania.
— Brr!... Powiadam wam — wstawił posępnie — człowiek nie jest stworzeniem zimno-wodnem i dla tego... dla tego marynarz, który musi nieraz siedzieć po uszy w tej mokrej słonej cieczy, pije.., na zabój pije „whisky“.
Puścił smużkę dymu z wygasającej fajeczki i zawołał o nowy kufel pelelu.
Tom Rols, słuchający go uważnie, zrobił minę nieco rozczarowaną.
— Jakto ojcze Diksonie czy to wszystko z tym waszym „Rubikonem“ wspaniałą trzymasztową korwetą?...