Strona:Michalina Domańska - Fotografje mówią.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

uszanowała niezwykłą piękność drugiego. Ten, jak się okazało — pochodził z Białej Rusi i cała jego rodzina narazie znajdowała się za Kordonem.
Rolicz wziął do ręki oba pugilaresy i inne kosztowności. — Miał je wręczyć razem żonie lotnika. Liczył pieniądze. Z pośród papierów lotnika, wysunęła się pocztówka, fotografja młodziutkiej, kobiety. Znamienną cechą jej urody była promienność. Nawet na fotografji wielkie oczy zdawały się sypać iskrami. Uśmiech był nawpół dziecinny, nieświadomy swej ponęty. Dużem eleganckiem pismem u spodu skreślona była dedykacja: — „Mężykowi — Ina.“ —
Więc do niej miał jechać Rolicz ze swą żałobną misją. Nie mógł sobie wyobrazić, jak taki kwiat ludzki, znieść potrafi nagły cios. Szczęście zdawało się otaczać ją zaklętym nimbem, — jaśnieć nad nią, jak aureole u świętych.
Gdy się wpatrywał w tę twarzyczkę niezwykłą, pułkownik w milczeniu podał mu drugi pugilares i wskazał boczną, krytą kieszonkę. Tam była także fotografja... tej samej kobiety. Zdjęcie amatorskie i artystyczne. Wyglądała starzej, niż na pocztówce, była bardziej rozkwitła i stokroć razy więcej kusząca. Ubrana w białą letnią suknię, stała w całej smukłej postaci na tle grupy drzew. W ręku trzymała snop kwiatów, który przyciskała do ust. Z nad kwiatów oczy jej marzyły zapa-