— Mów bez zagadek, dziecko...
— Droga do pani twego serca. Ja biorę na siebie zobowiązanie trzymanie zdala od niej twego rywala na całe życie...
— Hm! to wygląda djablo poważnie! Na całe życie! Jesteś strasznie pewna siebie!
Będzie to bardzo łatwe zadanie. Będę ciągle przy nim! Ach! Tatuńciu! jakie to będzie miłe!
Uroczysty ton pierzchnął i już Jola ukrywała promieniejącą i zarumienioną towarzyszkę w ulubionem miejscu, w cieniu ojcowskiej brody. Dreszcz prawdziwy, zwiastun wielkich wzruszeń, jak zimny wąż, prześlizgnął się po plecach pana Wiktora. Odsunął córkę i trzymając ją przed sobą, wpatrywał się w nią badawczo.
— Jak to wszystko mam rozumieć?...
— No, będę żoną pana Jura...
— Oświadczył ci się?
— Nie, ale ja jemu...
Pan Wiktor jęknął i osunął się na krzesło.
— No, i cóż wielkiego, skoro ja mam zamiar być taką, taką dobrą żoną i dać mu tyle szczęścia.. Ja, widzisz, uznaję tylko radykalne środki, a sprawa była tak poważna.... Już, już opowiadam porządnie i szczerze, jak na spowiedzi. Było tak: Po kolacji, pani Marjeta zabrała Jura do tego najciemniejszego buduaru. Usiedli na kanapce i ona mu długo, długo i cicho coś mówiła, coś o tem
Strona:Michalina Domańska - Fotografje mówią.djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.