Strona:Michalina Domańska - Fotografje mówią.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.
VITA NUOVA.


— Panie rotmistrzu, melduję, że przyniesiono list...
Zdzisław niechętnie podniósł głowę z nad mapy, rozłożonej na nieheblowanym, sosnowym stole.
— Skąd i kto?
— Ordynans z kantyny, co przyszła z pociągiem.
— Jaka tam znowu kantyna z pociągiem? — mruknął ociężale, nie sięgając po list.
— A to wczorajszej nocy przyszedł na stację pociąg. Jest tam sklep i kantyna, i obiady gotują — z ożywieniem tłumaczył Jaś, szczery Mazur, o płowej, krótkiej czuprynie. — Prawdziwe panie wszystko tam same robią.
— Skąd ten pociąg?
— Mówią, że przysłany z Warszawy.
Rotmistrz wyciągnął rękę, wziął list i twarz jego, spalona na bronz od słonecznej spieki i wichrów stepowych, pociemniała jeszcze.
— Dobrze, możesz odejść — rzucił krótko.
— Odpowiedzi nie będzie?