Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/114

Ta strona została uwierzytelniona.

mantycznej. Śmierć zawsze jednako wyglądała, trupy jednako zawsze gniły w ziemi... od czasu jak je na stosach palić przestano. Poetom takim, jak Romanowski, może się jeszcze zjawić śmierć jako dziewica w bieli, do greckich posągów podobna — ale ja w opowiadaniu Baczmahy nie widzę żadnej poezyi, tylko realizm. Że te okropności, o których opowiada nieudolnie jak prostak, działają na naszą wyobraźnię, to nie stanowi bynajmniej dowodu, aby były zmyśleniem.
— Jakto? tobieby się to prawdą wydało? Sądziłbyś, że ten szlachcic istotnie wpadł do przepaści, ugrzązł w jakiejś glinie cudownej, żywił się gliną przez długie lata, nogi mu już pruchniały, a on żył i biczował się rapciami i przy świetle gromnicy pisał memoryał inkaustem krwi własnej?
Wybuchnąłem głośnym śmiechem. Antoś śmiał się także.
— Nie, — rzekł — tak nie było. Jest w tem niezawodnie wiele fantazyowania, ale nie sztucznego, tylko mimowolnego. Szlachcic wpadł w przepaść i zapadał się w glinę, ale nie trwało to przez miesiące i lata, tylko