Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/118

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak... zapewne... banialuką, ale ułożoną z talentem, gwoli własnej i innych ludzi zabawie...
— Ciebie ona zabawiła? mnie nie. Czy sądzisz, żeby ją warto drukować?
— Niezawodnie!
— To ją wydrukujmy!...
— Ale z opisem tej naszej wycieczki...
— Nie!... bo gdyby się dokument okazał podrobionym...
— Widzę już, że zaczynasz przychalać się do mego zdania.
— O, co to, to nie! Obawiam się tylko, aby Piekosińscy nie zaczęli grymasić, skoro ty grymasisz. Ja jeszcze raz powtarzam, że nie widzę celu, dla któregoby podrabiano taką banialukę.
Przystanęliśmy trochę, aby odpocząć. Zdziwiony byłem, że teraz tak dobrze dotrzymuję Antosiowi kroku. Ale powód był jasny: rano szedł w obuwiu, a teraz jedną nogę miał bosą. Namawiałem go, aby i drugi but zrzucił, on jednak utrzymywał, że woli się w jedną tylko kaleczyć nogę, niż w obie.
— Mój drogi! — rzekłem, wracając do