Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/124

Ta strona została uwierzytelniona.


III.

Spiesząc ku Pysznej, długo jeszcze słyszałem wesołe okrzyki Antosia: hejho! hejho! przerywane łomotem strącanych przez niego z piargu kamieni.
Krajobraz przyoblókł się teraz owym czarem wieczornego oświetlenia, które najbliższe, dalsze i najdalsze przedmioty i głąb widoku tak odmiennemi od siebie zabarwia tonami, że nigdy o innej porze wyraziściej od siebie nie odstają. Nie ma on uroku kolorystycznego wpółchaotycznej perłowo-złocistej gamy poranka, który z palety słonecznej wszystkie naraz zmięszane wylewać na świat zdaje się farby, ale czaruje właśnie tą pełną spokoju wyrazistością skali kolorów, świateł i cieni.