Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/126

Ta strona została uwierzytelniona.

ciemnica bez nadziei wyjścia... taka noc p. Baczmahy.
Mimowiednie w ciągu mej wędrówki ciągle mi się nasuwał jego obraz: wychudła postać tego samotnika z gromnicą w ręku grzęznącego w glinie w bezdennej otchłani, coraz głębiej i głębiej... po pas... po pachy... po szyję... po usta... po oczy... A w końcu widziałem już tylko brwi owisłe i marszczące się jeszcze nad powierzchnią czoło...
Czy zmęczenie fizyczne było tego powodem, czy niezwykłość miejsca, w którem tak dziwnej słuchałem powieści, czy może wszystkie wstrząśnienia i alteracye, jakich mnie w ciągu tej wycieczki nabawił Antoś — nie wiem co, ale historya ta cmentarna tak wcisnęła się do mojej wyobraźni, że ani piękność wieczornego krajobrazu, ani żadne myśli i refleksye, któremi się zająć chciałem, nie mogły jej wyprzeć z mózgu.
Dotarłem wreszcie do hali Pysznej. Zmrok już zapadał.


∗             ∗