Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/133

Ta strona została uwierzytelniona.

działam, bo się z tem krył, ale wtedy przejrzałam go na wskróś. Jedni wchodzili, drudzy wychodzili, ciągła procesya, całe Zakopane... pan zresztą wie, bo i pan był łaskaw pamiętać o moich imieninach... Otóż pan Antoni mało komu czemś nie dopiekł lub nie dociął, a robił to z tak wyszukaną grzecznością, albo z tak dobrze udaną naiwnością zapytań, że nikt się nie mógł obrazić, choć dowcip był czasem bardzo złośliwy. Trudno było czasem powstrzymać się od śmiechu. Wszyscy niedotknięci dowcipami jego, ubawili się wybornie... ale ja takiej zabawy nie lubię.
— Chciał nas zabawić — odezwała się panna Józia; — to nudno, jak kto zawsze poważny.
— Dziękuję. Sobie narobił nieprzyjaciół, a może i nam, dlatego że to się w naszym domu działo. Dałam mu to kilka razy do poznania z bardzo poważną miną, ale on pocałował mnie tylko w rękę i wystrzelił z jakimś konceptem tak zabawnym, że się musiałam roześmiać.
— Młody człowiek, szczególniej jego po-