Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/16

Ta strona została uwierzytelniona.

zkie i niskie, że ledwie pełzając na raczkach się tam prześliźniesz, — a wszystkie po większej części grubo pobielane wysiękiem »kamiennego mleka«, czasem zwieszającego się nad głową w stężałych soplach, — połączone ze sobą węższemi jeszcze korytarzami, czeluściami, kominami, zawalonemi najczęściej w połowie rumowiskiem odpadającego ze sklepień wapienia. Pod tem rumowiskiem, po którem kroczyć lub pełzać wypada turyście, kalecząc sobie nogi i rozdzierając odzienie o ostre kanty odpadłych odłamów skały, dołem dzwoni zwykle szklana harmonika sączącego się między kamieniami źródełka; niekiedy słychać tajemniczy szum i bulkotanie większego strumienia, w którym, dziwnem złudzeniem akustycznem, zawsze się nam wydaje rozpoznawać dwa odmienne, na przemian odzywające się tony, czy akordy, — jeden wyższy, głośniejszy, weselszy, drugi altowy, stłumiony, ponury. O strumieniach tych, które podobnie, jak źródła Dunajca pod »Pisaną« i w »Kalatówkach«, wydobywają się zwykle poniżej na światło dzienne sporą strugą z otworu skały, — cuda opowiadają górale.