Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/165

Ta strona została uwierzytelniona.

wienie się jego w towarzystwie p. Adolfa napełniało pannę Józię niedobrem przeczuciem.
Miała słuszność.
Gdy się ci panowie do nas zbliżyli, nastąpiły zwykłe przywitania i zapytania. Wujaszek zajął się rozmową z panią Józefową i parą narzeczonych, panna ciocia z p. Adolfem. Józia szepnęła do mnie:
— A teraz chodźmy, chodźmy naprzód, prędko, prędko! Zanim ci państwo się spostrzegą, że nas niema, będziemy już od nich daleko.
Ale ciocia miała się na baczności, czyli, jak się wyrażał Sieczka: dawała pozór na nas.
— Ho, ho! ho, ho! Józiu! — wołała — Józiu, wróćno się! Teraz, kiedy jest czterech panów i nas cztery, to pójdziemy parami. Młodzież naprzód! Pan Bolesław poprowadzi Ksenię, pan Adolf Józię. Siostra pójdzie z braciszkiem, ja zamawiam sobie pana towarzystwo. — I podała mi rękę.
Nie wypadało, jak podziękować i poprowadzić.
Szliśmy w ostatniej parze i zostawaliśmy ciągle z tyłu. Przed nami szedł p. Walenty